Lotnisko w Babich Dołach. 2009r.

Gdynia 2009-01-26

Lotnisko w Babich Dołach.

Współrzędne geograficzne: 54.581N 18.514E.

Lotnisko Babie Doły. 2009 rok. Praca Karol Placha Hetman
Lotnisko Babie Doły. 2009 rok. Praca Karol Placha Hetman

Lotnisko Babie Doły. 2009 rok. Praca Karol Placha Hetman
Lotnisko Babie Doły. 2009 rok. Praca Karol Placha Hetman

Położenie lotniska.

Na początku chcemy wyjaśnić różne nazwy tego samego lotniska. Lotnisko Babie Doły znane jest także jako lotnisko Oksywie i tak jest kodowane w ICAO. Kolejna nazwa to Lotnisko Gdynia i Lotnisko Kosakowo. Obie te nazwy zaistniały w ostatnich latach, kiedy powstał projekt cywilnego wykorzystania lotniska. Kosakowo to Gmina, na której terenie leży większość terenów lotniska.

Lotnisko Gdynia – Babie Doły ma nadany kod IATA; QYD i kod ICAO; EPOK ( Europa Polska OKsywie ). Ma współrzędne geograficzne; 54,34 N 18,31 E. Położone jest w pobliżu gdyńskich dzielnic Oksywie i Babie Doły. Wyposażone jest w dwie drogi startowe. Betonowa RWY ( orientacja ) 14/32 o długości 2 500 m, szerokości 60 m i nośności PCN 051 R/B/W/T. Druga, asfaltowa na podstawie betonowej RWY ( orientacja ) 09/27 o długości 575 ( 580 ) m, szerokości 30 m i nośności PCN 015 F/B/X/T.

Historia lotniska w Babich Dołach.

Historia lotniska w tym miejscu sięga 30-lat ubiegłego wieku. Pełniło rolę zapasowego lądowiska dla cywilnego lotniska Gdyni mieszczącego się nieopodal w Rumi. Jego infrastruktura była uboga. Po wybuchu drugiej wojny światowej okupant intensywnie rozbudował lotnisko w Babich Dołach. Zbudowano między innymi betonową drogę startową, aby można było przyjmować duże transportowe samoloty. Rozbudowa lotniska była związana ze stworzeniem przez niemców na naszym okupowanym wybrzeżu centrum testowe torped.

Miejscowość Babie Doły.

Babie Doły to najbardziej wysunięta na północ dzielnica Gdyni. Zajmuje powierzchnię 2,28 km kwadratowego. Według danych w dniu 31.08.2006 roku, mieszkało tu 2 403 osoby. Miejscowość do Gdyni należy od 1972 roku. Babie Doły dzielą się na dwie części: osiedle bloków mieszkalnych ( zlokalizowanych przy ulicach Dedala i Ikara ) oraz kolonię domów jednorodzinnych ( tzw. „Rybaki", przy ul. Rybaków).

W dniu 1.01.1972 roku, do tej części miasta przyłączono 65,86 hektarów gromady Kosakowo w powiecie puckim, z siedliskami Babie Doły i Nowe Obłuże. Do 1971 roku, Nowe Obłuże i Kolonia Rybacka należały do Obłuża. Do dnia dzisiejszego (2008 rok) łodzie rybaków z Koloni Rybackiej mają oznaczenie OBŁ.

Od południa Babie Doły graniczą z dzielnicami Gdyni: Obłużem i Oksywiem. Od zachodu sąsiadują z Gminą Kosakowo, ogrodami działkowymi i lotniskiem Lotnictwa Marynarki Wojennej. Granicę wschodnią zaś wyznaczają piaszczysta plaża i klif. Mieszkańcy mogą się pochwalić piękną szeroką, plażą, w części kamienistą, którą można wybrać się na spacer do Oksywia lub w drugą stronę do Mierzei Rewskiej. Nad plażą króluje klif oksywski, który jest ozdobą tego miejsca oraz natchnieniem dla malarzy i fotografików. Dodatkowo upodobali go sobie paralotniarze, którzy znajdują tu wspaniałe warunki do latania. Miłośnicy dwóch kółek mają do dyspozycji ścieżkę rowerową wzdłuż ul. Zielonej o długości 2,5 km. Przy odrobinie szczęścia można tu spotkać sarny. Gdynia w najbliższych, konkretnych już planach, zamierza opleść ścieżkami rowerowymi całe miasto – tutejsza ścieżka znajdzie się w ich „sieci". Pod tutejszym klifem znajduje się jedyne w Gdyni stanowisko dokumentacyjne przyrody nieożywionej. Łatwo można tu znaleźć skamieniałości, między innymi belemnity ( strzałki, piorunki - wymarłe morskie głowonogi żyjące na Ziemi od 210 do 45 milionów lat temu ) czy amonity ( wymarłe głowonogi z wyglądu przypominające skorupę ślimaka ).

Z Gdyni prowadzi tu jedna droga dojazdowa - ul. Zielona. Kursuje nią jedna linia autobusowa gdyńskiego ZKM - nr 109 ( w wersji przyspieszonej jako 209 ), która ma tu pętlę końcową i przystanek początkowy. Pojedyncze kursy do dzielnicy wykonują także inni przewoźnicy, na przykład w celu przewozu uczniów gimnazjum i liceum z sąsiedniego Obłuża.

W dzielnicy działają (2008 rok): Samorządowa Szkoła Podstawowa nr 28 im. Lotników Polskich ( budynek przy ul. Zielonej 53 ), Przedszkole Samorządowe nr 30, Urząd Pocztowy Gdynia 17 ( przy ul. Ikara 14A ), Rada Dzielnicy Babie Doły ( siedziba w budynku szkoły ), Stowarzyszenie Oficerów Rezerwy 34. PLM i 1. DLMW oraz Sympatyków Lotnictwa ( siedziby użycza Klub Garnizonowy BLMW ).

Dzielnicę obejmuje w całości parafia Kościoła Katolickiego pod wezwaniem Matki Boskiej Licheńskiej. Na terenie Babich Dołów nie znajdują się siedziby innych kościołów, ani miejsca zgromadzeń innych wyznań.

Poza drobnym rzemiosłem i usługami ( naprawy sprzętu RTV, usługi remontowe, gabinet fryzjerski, solarium, restauracja itp.), w dzielnicy znajduje się zakład produkcji mebli. Działa około 10 sklepów, głównie z branży spożywczej.

Historia Szkoły Podstawowej. Rozpoczęła działalność w dniu 1.09.1957 roku, jako filia Szkoły Podstawowej nr 15 z Obłuża. Początkowo był to drewniany budynek, zwolniony przez przenoszoną jednostkę wojskową WOP. Naukę w 4 klasach pobierało sześcioro uczniów. Wobec rozbudowy osiedla i wzrostu liczby uczniów, władze Gdyni zdecydowały się o wydzieleniu szkoły na Babich Dołach jako samodzielnej placówki. Pierwszy rok szkolny pod szyldem Szkoły Podstawowej nr 28 rozpoczął się 1.09.1961 roku, a pierwszym dyrektorem szkoły został pan Bazyli Kareł. Szkoła miała wtedy 6 klas i 114 uczniów. W 1964 roku, zawiązany został Społeczny Komitet Rozbudowy Szkoły, dzięki staraniom którego 15.09.1967 roku, wmurowano kamień węgielny pod rozbudowę szkoły. Rok później nowy budynek szkolny oraz drugi - przedszkola - obok, zostały uroczyście otwarte. W klasach I - VIII uczyło się 160 uczniów. W dniu 30.01.1976 roku, Wojewódzkie Kuratorium Oświaty oficjalnie wydało decyzję aprobującą prośbę dyrekcji szkoły o nadanie imienia Lotników Polskich. Sztandar dla szkoły ufundowała pobliska jednostka wojskowa lotnictwa. Pogarszający się stan budynku oraz wzrost liczby uczniów do 600 skłonił pod koniec 80-lat, dyrekcję szkoły do rozpoczęcia zabiegów o rozbudowę szkoły. Ze względu na wyż demograficzny przez pewien czas lekcje odbywały się również w soboty. Na salę gimnastyczną prowizorycznie adaptowano hol na piętrze szkoły. Generalny remont przeprowadzony na początku 90-lat. Przebudowa sanitariatów, modernizacja stołówki i jej zaplecza, nowe podłogi, uruchomienie pracowni komputerowej; uzupełniła przebudowa szkoły w 2001 roku. W okresie 2000 - 2001, budynki przedszkola i szkoły połączono i dobudowano do tego kompleksu salę gimnastyczną. Obecnie szkoła jest w pełni przystosowana do potrzeb uczniów niepełnosprawnych, prowadzone są klasy integracyjne. W maju 2001 roku, szkolnej bibliotece nadano imię pilotów Andrzeja Leśnika i Bolesława Sobani, z tutejszego pułku lotniczego, którzy zginęli w dniu 5.06.1981 roku, w trakcie wykonywania lotu szkoleniowego ( ich samolot rozbił się na pasie lotniska ).

Geneza nazwy Babi Dół.

Nazwę „Babi Dół” można odnaleźć już na pruskich mapach sporządzanych pod koniec XIX wieku. Tak określono wąwóz długości około 2 kilometrów, ciągnący się około kilometr na północ od majątku Nowe Obłuże. Kaszubska nazwa tego wąwozu w wolnym tłumaczeniu znaczy „Ziemia Czarownic”, a po słowiańsku „Ziemia Bab”. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że nazwa Babi Dół lub Babie Doły jest pokrewna słowiańskiej Baba Jadze. Wbrew sugestiom nazwa Babi Dół nie ma żadnych powiązań z wyglądem anatomicznym kobiety. Pisownia była czasem zniekształcana - na przykład na mapie topograficznej z 1925 roku, figuruje "Babidół".

W okresie przedwojennym, nazwa „Babi Dół" odnosiła się tylko do wąwozu. Na przykład w przewodniku Mapa Polskiego wybrzeża morskiego z krótkim opisem w 4-językach znajduje się opis: Za Obłużem Babi Dół, najdłuższy i najdzikszy nadbrzeżny jar, długi prawie dwa kilometry. „Babi Dół" wymieniony jest między innymi w zachowanych dokumentach przedwojennego Komisariatu Rządu w Gdyni, powołujących do życia Szpital Zakaźny wraz z ośrodkiem kwarantanny dla załóg jednostek morskich zawijających do gdyńskiego portu. Budynek szpitala ulokowano około kilometr w głąb wąwozu. Dla statków wybudowano niewielki pomost przy brzegu Zatoki Gdańskiej. Franciszek Sokół, inicjator tego szpitala, komisarz rządu w Gdyni w okresie 1933 - 1939, zanotował w swoich wspomnieniach, że szpital został ewakuowany na Hel, we wrześniu 1939 roku.

Wydaje się niemożliwym do ustalenia, kiedy dokładnie i w jakich okolicznościach zaczęto używać nazwy „Babie Doły". Przedwojenny „Babi Dół", był nazwą własną wąwozu, po wojnie zaś „Babimi Dołami" najpierw zaczęto określać lotnisko wojskowe. Od początku 50-tych lat XX wieku także - budowane w lesie za południową ścianą wąwozu - osiedle baraków, zasiedlonych przez kadrę jednostki wraz z rodzinami. Z czasem nazwa „Babie Doły" przylgnęła do rozbudowywanego osiedla. W późniejszych latach, lotnisko otrzymało w wojskowej nomenklaturze inne określenie (dokładnie – lotnisko Oksywie ). Zagadkowym pozostaje dlaczego z liczby pojedynczej nazwa zaczęła funkcjonować w liczbie mnogiej.

W PRL wszelkie szczegóły dyslokacyjne jednostek wojskowych i wszystko co było związane z wojskiem było „tajne/poufne” i podlegało ochronie, a więc i cenzurze. Dlatego „Babi Dół" zniknął z map nie tylko jako nazwa, ale również jako wąwóz, element topograficzny.

Usankcjonowaniem przekształcenia „Babiego Dołu” w „Babie Doły” oraz przemieszczenia o kilkaset metrów na mapie i zamiany z wąwozu w osiedle, była uchwała Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni z 1971 roku, o włączeniu tych terenów w obszar miasta Gdynia.

W 2003 roku, przy węźle drogowym na Obłuże stał drogowskaz z błędem ortograficznym, kierujący na „Babie Doły". Po kilku miesiącach Wydział Dróg i Komunikacji gdyńskiego magistratu zamienił błędną tablicę.

Wojna obronna 1939 roku.

Trzeba wspomnieć, o pięknej karcie Polskiej historii, czyli Wojnie Obronnej w 1939 roku, na Westerplatte, Oksywiu i Helu, kiedy germańcy po raz kolejny naruszyli polską suwerenność. Wystarczy spojrzeć na mapę, aby uświadomić sobie, jak trudna była obrona Polskiego wybrzeża. Wróg dysponował całym arsenałem możliwych planów ataku. A jednak, w tych niesprzyjających warunkach, wzajemne ubezpieczanie się obrońców od strony półwyspu Helskiego i umocnień Oksywia wraz z Westerplatte, okazało się największym atutem Polaków. Odcięcie Polskiego wybrzeża od reszty kraju i parcie głównych sił agresora w głąb Rzeczypospolitej Polskiej dawało stronie Polskiej szanse na skuteczną obronę. Tym bardziej, że wówczas bardzo liczono na militarną akcję Francji i Anglii , co nie nastąpiło.

Do przewidzianej wojny Polska była, jak na istniejące warunki, przygotowana bardzo dobrze. Całością obrony Wybrzeża dowodził kontradmirał Józef Unrug, odpowiedzialny bezpośrednio przed naczelnym wodzem, marszałkiem Śmigłym-Rydzem. Oprócz floty podlegały mu Morska Obrona Wybrzeża kmdr. Stefana Frankowskiego i Lądowa Obrona Wybrzeża, za którą odpowiadał płk Stanisław Dąbek. Zgodnie z planem "Pekin" odesłano do Zjednoczonego Królestwa najnowsze niszczyciele; „Błyskawica”, „Burza” i „Grom”. Nie mogły wiele pomóc wojskom lądowym, za to łatwo mogły być zniszczone na niewielkim akwenie Zatoki Gdańskiej. Jak pokazał czas, była to mądra decyzja, a ocalone okręty dzielnie walczyły z kriegsmarine na otwartych morzach. W ramach planu "Rurka", stawiano pola minowe w Zatoce Gdańskiej. W ramach planu "Worek", okręty podwodne miały niszczyć transport morski pomiędzy niemcami zachodnimi, a prusami wschodnimi. Wyszkolenie Polskiego żołnierza był bardzo dobre. 1. i 2. Morski Pułk Strzelców były dobrze wyposażone i wyszkolone – powszechnie uważano je za elitarne. Gorzej przedstawiała się sytuacja w złożonych ze starszych roczników kaszubskich Batalionach Obrony Narodowej. Brakowało karabinów maszynowych, często można w nich było spotkać połatane mundury i karabiny z wielkiej wojny światowej. W rejonie Gdyni wystawiono cztery takie bataliony. Na Oksywiu płk Dąbek trzymał w odwodzie kilka batalionów rezerwowych złożonych z marynarzy. Już w czasie walk, Polskie możliwości poprawił improwizowany pociąg pancerny „Smok Kaszubski”.

Początek starć lądowych na Wybrzeżu był w miarę pomyślny dla Polaków. Już pod koniec pierwszego dnia starć siły Polskie wprowadziły w życie dewizę płk. Dąbka: „Co nam za dnia wezmą, nocą obierzemy”. I tak było rzeczywiście. W dzień niemcy mając przewagę, wsparci działami okrętów z morza. Lecz nocą Polskie oddziały odzyskiwały utracone pozycje i wypierały wroga za granicę. Nie ulega wątpliwości, że w szeregach wroga panował chaos. Mając przewagę siły nie mogą jej obrócić na korzyści terytorialne. Niemiecki oficer kpt. Rechlin notuje: „To jest walka z przebiegłym i niewidocznym wrogiem. Tam gdzie niedawno usunięto zaporę minową, po zapadnięciu zmroku pojawia się nowa. Za frontem działają bandy, wykonując niecną robotę i silnie zagrażając łączności i gońcom. Zaledwie położono linię telefoniczną, gdy została uszkodzona. Usuwający uszkodzenia żołnierze biją się nocami w lasach z nieprzyjacielskimi bandami”. 

Jednak tym polskim doskonałym żołnierzom, którzy tak sprawnie likwidowali niemieckich łącznościowców i pod nosem piechoty kładli pola minowe, zdarzały się pomyłki. W dniu 5.09.1939 roku, wycofujący się na północ IV BON został ostrzelany przez pilnujący lasu koło wsi Kamień I BON. Kartuski batalion rozbiegł się po lasach, w panikę wpadły konie, zgubił się tabor, uszkodzeniu uległy wozy. Straty w ludziach małe, ale rozproszonych żołnierzy trzeba szukać przez cały następny dzień. Dowódca baonu przypłaci to zajście dymisją.

Polacy starają się jak najbardziej zaszkodzić wrogowi. Niektóre zasadzki są bardzo przemyślne. Pododdział saperów podpiłowywał i minował drzewa wzdłuż szosy z Szemudu do Wejherowa. Po kilku godzinach pojawił się niemiecki zmotoryzowany 207. Dywizjon Rozpoznawczy. Skoordynowana detonacja momentalnie zablokowała drogę – pojazdy wpadały na siebie. Ze skraju lasu odezwał się celny ogień rkm. Duża cześć pojazdów ulega zniszczeniu, a dywizjon na dłuższy czas został wycofany z walki. W nocy z 7 na 8 września płk Dąbek wyprowadził dwa wypady. Polacy zaatakowali, niszcząc duże ilości sprzętu niemieckiego – radia, lekkie armaty, tabory. Wspominający te walki, Polscy oficerowie często zwracają uwagę na przeciwników uciekających ze stodół w samych kalesonach, którzy porzucili broń.

W dniu 7.09.1939 roku, przed południem samotne Westerplatte z powodu braku amunicji poddało się i stało się symbolem niezłomnej walki z niemiecka zarazą. Z tego epizodu wojennego powstał film fabularny.

Niemcy nauczyli się też bronić przed nocnymi wypadami, obficie korzystając z pocisków świetlnych i rac. Dzień 8.09.1939 roku, stał się przełomowy dla losów obrony. Utworzony jednolity front naprzeciwko Polskiej obronie, wsparty haubicami 150 i 105 mm, przerwał linię umocnień. Germańcy weszli na głębokość kilku kilometrów. Polacy wycofali się. W dniu 10.09.1939 roku, gerameńcy przecięli drogę Reda – Rumia, skąd widzieli już Oksywie. Nie wszystko było jeszcze stracone, gdyż zmasowany atak wroga doprowadził do powstania w jego szeregach luki, a po lasach byli jeszcze Polskie oddziały. Doszło do licznych starć, a nawet walki w ręcz.

W dniu 13.09.1939 roku, Polskie oddziały ostatecznie wycofały się na Kępę Oksywską. Gdynia się ewakuowała i dzień później zajął ją wróg. Kępa nie była jednak dobrym miejscem do obrony. Przeważnie bezleśna, poprzecinana tu i ówdzie jarami, stanowiła łatwy cel dla lotnictwa. Niemcy wykorzystali to bezlitośnie. Jedynie nocami pułkownik Dąbek mógł rzucać resztki batalionów na wchodzących na wysoczyznę niemców. W dniu 18.09.1939 roku, broniły się już odosobnione punkty, a nieliczna artyleria Polska z braku amunicji milczała. Dzień później niemcy zdobyli koszary na Oksywiu. Płk Dąbek walczył do końca. Z oficerów i zebranych naprędce żołnierzy stworzył oddział w Babim Dole, wokół tak zwanego Białego Domku. Ostrzał moździerzy był jednak niemiłosierny. Pułkownik nie chciał trafić do niewoli. Widząc zbliżających się niemców, strzelił sobie w głowę, popełniając samobójstwo. Został pochowany przez około 20 Polskich i czterech niemieckich oficerów zaraz na miejscu, w ziemi, na której tak mężnie walczył. Kępa Oksywska padła.

Ofensywa niemiecka w pierwszych dniach września była nastawiona na duży udział lotnictwa i marynarki. Dziesiątki samolotów niszczyły lotniska w Pucku i Rumi. Na szczęście mgła zalegająca tego ranka na Pomorzu znacznie utrudniała działalność lotnictwa niemieckiego. Zaraz po tym nalocie rozpoczęto, zakończoną do wieczora, ewakuację całego Dywizjonu Lotnictwa Morskiego na Hel, zgodnie z planami operacyjnymi. Niestety, posiadany sprzęt i uzbrojenie nie pozwalał na wykonanie niczego więcej niż nielicznych lotów patrolowych. Po południu nieplanowaną wcześniej decyzją, kmdr Frankowskiego sztab Morskiej Obrony Wybrzeża ewakułował się w komplecie, dwoma samochodami na Hel, gdzie został ulokowany przez kmdr Steyera na terenie Oficerskich Domów Wypoczynkowych w Juracie, a następnie w opróżnionym bunkrze magazynu torped w pobliżu Helu, niedaleko siedziby sztabu Dowództwa Floty.

Kilka okrętów w Oksywiu poszło na dno. Załoga torpedowca ORP Mazur jeszcze strzelała z broni przeciwlotniczej, gdy na pokładzie była już woda. Trzon Polskiej floty wypłynął w morze, by pod osłona nocy minować zatokę. ORP Gryf ze swymi 290 minami był silnym zagrożeniem dla niemców. Konwój został jednak zaatakowany z powietrza. Rozluźniono szyk, aby odciągnąć atak od ORP Gryf, który miał niewielkie uszkodzenia. Zginął jego dowódca - kmdr. ppor. Kwiatkowski. Dowodzenie przejął kpt. Łomidze, który rozkazał zrzucić do morza cały ładunek nieuzbrojonych min. To posunięcie tłumaczył potem zagrożeniem okrętu w razie kolejnych ataków lotnictwa. Starszy stopniem dowódca ORP Wicher kmdr. de Walden kazał jednak przerwać wyrzucanie min, a kapitanowi Łomidze po dotarciu konwoju na Hel zostało odebrane dowództwo. 

W dniu 3.09.1939 roku, nad ranem w odległości 17 km od cypla helskiego pojawiły się dwa niemieckie niszczyciele Leberecht Mass i Wolfgang Zenker. Niemcy pierwsi otworzyli ogień. Mieli przewagę i trafili kilka razy w ORP Gryf. Ogień baterii imieniem Laskowskiego i okrętów Polskich, był jednak celniejszy: działa Wichra zniszczyły połowę artylerii Wolfganga Zenkera, a potem wraz z artylerią Gryfa pokryły celną salwą Leberechta Massa. Po pięciu minutach walki uszkodzone niemieckie okręty postawiły zasłonę dymną i odpłynęły w kierunku Piławy. Było to jedyne starcie okrętów nawodnych w tej kampanii. Jeszcze tego samego dnia zbombardowane Gryf i Wicher utonęły w porcie. Wicher był przewrócony na burtę. Z wraków udało się przenieść na ląd część dział. Uszkodzeniu uległ dok remontowy. Zniszczony został także trałowiec Mewa i niemal wszystkie wodnosamoloty zakotwiczone u wybrzeża Helu. W porcie rybackim uszkodzona została kanonierka Generał Haller.

Trzon Polskiej floty nawodnej przestał istnieć, ale Polskie trałowce, zwane ptaszkami od ptasich nazw, poczynały sobie śmiało. W dniu 7.09.1939 roku, załoga ORP Jaskółka zestrzeliła samolot sztukasa. W dniu 12 i nocą z 13 na 14 września 1939 roku, trałowce podpłyneły w rejon broniącej się Kępy Oksywskiej i ostrzelały niemców od północy. Tej samej nocy postawiły kilkadziesiąt min. Ale 14.09.1939 roku i je dopadła zemsta germańskiego lotnictwa, choć trzy ptaszki przetrwają do kapitulacji.

W dniu 8.09.1939 roku, kmdr Steyer polecił ewakuację baterii 43 z Władysławowa w rejon Chałup. We Władysławowie zatopiono planowo w wejściu do portu 3 kutry i dwie barki wypełnione piaskiem, w przewidywaniu wejścia wroga.

Około 12.09.1939 roku, baterię 32 „grecką” zdjęto ze stanowiska i przesunięto w rejon Juraty od strony Zatoki. Jednocześnie podjęto decyzję przygotowania żelbetowych stanowisk artyleryjskich między Helem a Juratą i ustawienia na nich 2 dział zdjętych z rufy zatopionego stawiacza min Gryf ( 1 wieża jednodziałowa, 1 wieża dwudziałowa 120 mm ), jako 34 baterii. Jej dowódcą został por. mar. Edmund Pappelbaum, pomysłodawca budowy nowej baterii. Bez specjalistycznego sprzętu, udało się dokonać transportu ważących kilkanaście ton armat wymontowanych z Gryfa. Oba działa przetransportowano koleją na nowe stanowiska. Tam, na specjalnie skonstruowanych drewnianych saniach wciągnięto je na stanowiska przygotowane na wydmach.

Włączono do obrony nowo zbudowaną na górze Szwedów baterię przeciwdesantową nr 44, wyposażoną w dwa działa 75 mm Schneider wz. 97 zdjęte z zatopionej kanonierki Gen. Haller. Dowódcą baterii był por. mar. Zbigniew Kowalski - I oficer zatopionego Wichra.

W dniach 18-19.09.1939 roku, Schleswig-holstein prowadził ciężki ostrzał Helu, kierowany przez samoloty. Sam nie był ostrzeliwany ze względu na zbyt dużą odległość i niemożność korygowania ognia. Kmdr Steyer podjął decyzję wysadzenia latarni morskiej w Helu, jako dogodnego celu pomocniczego dla artylerii wroga. Wysadzono ją 19.09.1939 roku, o godz.13:30, po zaobserwowaniu odpalenia dział na Schleswig-holstein - dla zmylenia celowniczych pancernika.

Po rozbiciu floty i upadku Kępy Oksywskiej atutem obrońców Helu pozostała artyleria. Skutecznie odpędza ona niemieckie trałowce próbujące oczyścić z min przejścia do Gdyni dla niemieckich pancerników. W dniu 25.09.1939 roku, helscy artylerzyści odnieśli sukces. Bateria im. Laskowskiego trafia w nadbudówkę Schleswiga-holsteina ostrzeliwującego Hel z wysokości Kępy Oksywskiej. Odłamki raniły załogę, a pocisk przebiły pokład. Zginęło kilku marynarzy leżących w izbie chorych oraz felczera. Pancernik wycofał się z walki. Podczas tych walk został poważnie ranny dowódca baterii cyplowej kpt. mar. Przybyszewski. Po opatrzeniu rany zażądał uwolnienia ze szpitala i ponownie objął dowodzenie baterią.

Do ataku na Hel – ostatni Polski bastion nad Bałtykiem, ruszyły niemieckie siły lądowe. Chwilowo czekały obok Władysławowa u nasady półwyspu, aż okręty, artyleria i lotnictwo wykrwawią siły obrońców i zmuszą ich do kapitulacji. Niemiecka piechota ruszyła do natarcia 29.09.1939 roku. Kompanie KOP, które utraciły sporo ludzi w utarczkach z patrolami, wycofały się na linię pomiędzy Chałupami a Kuźnicą. Tu niemiecki atak zatrzymała potężna eksplozja zakopanych głowic torpedowych. Wybuch 10 ton trotylu nie zdołał przeciąć mierzei, ale wybił w ziemi kilkumetrowy jar, który znacznie utrudnił działanie germańców.

W dniu 1.10.1939 roku, na naradzie sztabowej w Helu zapadła decyzja o rozpoczęciu rokowań z niemcami. Przesądziło o tym wyczerpanie zapasów żywności oraz brak szans na odsiecz. Strona Polska wstrzymała ogień około godz.11;00, a strona niemiecka dopiero około godz.16;00. Po wstrzymaniu ognia, pod port wojenny w Helu podpłynął ścigacz niemiecki z parlamentariuszami. Z powodu zniszczenia wszystkich jednostek wojennych w porcie helskim, dwaj wydelegowani Polscy parlamentariusze dopłynęli do ścigacza kutrem rybackim. Jeden z niemieckich trałowców utonął na minie postawionej w Zatoce niedaleko Jastarni. Wieczorem w hotelu w Sopocie podpisano układ o kapitulacji - wkroczenie germańców ustalono na 2.01.1939 rok, godz.10;00.

Obrona Helu zakończyła się. Wszystkim uprawnionym wypłacono pobory za 3 miesiące z góry - resztę pieniędzy wywiezionych z Banku Polskiego w Gdyni i komisyjnie spalono. Spalono akta sądowe i personalne, uwolniono wszystkich więźniów, w tym także oskarżonych o dezercję. Całą noc niszczono, topiono i zakopywano sprzęt. Po zajęciu Helu, niemcy szukali Polskich dział, nie wierząc, że mieliśmy tylko czterodziałową baterie.

Walka jednak się nie skończyła. Podjęto liczne próby ucieczki morzem - powiodła się ucieczka kutra pościgowego Batory – ( obecnie stoi na lądzie w porcie wojennym w Helu! ) na Gotlandię, a kilka dni wcześniej jednego z kutrów rybackich na Łotwę.

Aby dopełnić temat zmagań Polaków z niemiecka zarazą musimy jeszcze wspomnieć, o podwodniakach. Gdy trwały walki na lądzie, Polskie okręty podwodne walczyły o przetrwanie, z myśliwego stają się zwierzyną. Trzeba pamiętać, że wówczas morze było spokojne, a pogoda słoneczna. Sektory trzech z nich pokrywały się bowiem z linią niemieckich blokad morskich zamykających Zatokę Gdańską. Na okręty podwodne Ryś i Wilk spadły wielkie ilości bomb głębinowych. Atakowały je samoloty. Szukały ich gęsto rozstawione niszczyciele i trałowce. Ryś umykając z własnego sektora, gdzie napotkał 2 niszczyciele i ścigacz. Okręt był cały dzień ścigany i atakowany, co ułatwiał wyciek paliwa z okrętu. Mimo to Polskim podwodniakom udało się postawić kilka zapór minowych, na których w październiku wleciały dwa niemieckie trałowce. Okręty wykonały też ataki torpedowe. Okręt Sęp atakował 2.09.1939 roku, niszczyciel Friedrich Ihn. Odpalił torpedę, lecz jej ślad dostrzegli niemcy. Niszczyciel wykonał gwałtowny zwrot i po dwóch minutach na Sępa poleciały bomby głębinowe. Okręt uciekał wiele godzin, doznając wielu uszkodzeń. Szczęścia nie ma również Wilk. Gdy przymierza się do ataku na inny niemiecki niszczyciel, eskortujące go trałowce wykryły Polski okręt i obrzuciły go bombami głębinowymi. Okręt zostaje uszkodzony.

Widząc te niepowodzenia, kontradm. Unrug zmienił plan działań dla okrętów podwodnych. Miały one operować na pełnym morzu, atakując linie komunikacyjne niemców. Zadanie o tyle ułatwione, że kriegsmarine uznało okręty Polskie za zatopione. Polacy mieli teraz większą swobodę działania, lecz umowy międzynarodowe zabraniają strzelać do nieuzbrojonych i nieeskortowanych statków wroga bez ostrzeżenia. Okręt podwodny miał podpłynąć wynurzony do nieprzyjaciela, poczekać, aż ten wyładuje załogę na szalupy, bezpiecznie odpłynie i dopiero wtedy można statek zatopić. W efekcie żegluga niemiecka nie ucierpi. Jedynie Wilk próbował jeszcze ataku na krążownik Admiral Hipper, który po dostrzeżeniu peryskopu oddali się czym prędzej. W dniu 4.09.1939 roku, uszkodzony Ryś wpłyną do portu na Helu, położył się zamaskowany na dnie basenu, ale jeszcze wziął udział w tej wojnie.

W połowie września 1939 roku, podwodniakom zaczęły doskwierać awarie spowodowane atakami i brak paliwa. Zawinięcie do portu helskiego było śmiertelnie niebezpieczne. Unrug zezwolił więc na ucieczkę do portów neutralnych, a najlepiej brytyjskich. Ryś, Żbik i Sęp popłynęły do Szwecji, gdzie zostały internowane. Wilk przedarł się przez cieśniny duńskie do Anglii, ocierając się niemal o śmierć. Nocą dwa niemieckie niszczyciele przepłynęły w odległości 50 metrów od wynurzonego i płynącego z pełną prędkością Polskiego okrętu.

Najbardziej dramatyczne były losy Orła. Jego dowódca kmdr ppor. Kłoczkowski zapadł na tyfus. Okręt zawinął więc do Tallina, w celu wysadzenia dowódcy na ląd i przeprowadzenia napraw. Estończycy, zrazu pomocni, po kilku godzinach internowali Orła. Zabierali mapy, broń i rozpoczęli wynoszenie torped. Dzielna załoga, pod wodzą kpt. Jana Grudzińskiego zdecydowała się na ucieczkę. W nocy z 17 na 18 września 1939 roku, załoga obezwładniła estońskich strażników i podniosła cumy. Dzięki zasłonie dymnej, okręt ścigany salwami artylerii portowej, uciekł na pełne morze, a po kilku dniach wypuszczając pojmanych Estończyków koło Gotlandii. Jeńcom dano whisky, jedzenie, dolary i składaną łódź. Orzeł rozpoczyna swoją bałtycką odyseję. Pozbawiony map, urządzeń nawigacyjnych i większości torped, przez kilka tygodni szuka okazji do ataku na niemieckie okręty. Dopiero gdy skończył się zapas słodkiej wody, przemknął się, na początku października, przez Sund do Anglii. Był to wyczyn nie lada, gdyż okręt płynął według mapy Bałtyku wykreślonej z pamięci przez oficera nawigacyjnego por. Mariana Tadeusza Mokrskiego, na podstawie spisu latarń morskich. W legendzie mapy jej twórca zapisał: „Głębokości podane w metrach i domysłach”. W dniu 11.10.1939 roku, ORP Orzeł, jako ostatni walczący okręt Rzeczypospolitej Polski opuścił Morze Bałtyckie. Na podstawie Odysei ORP Orzeł nakręcono film. Warto wyraźnie podkreślić, że żaden z Polskich okrętów podwodnych nie został zatopiony, ani nie dostał się w ręce niemieckie.

Pomnik na Westerplatte. 2020 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Pomnik na Westerplatte. 2020 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Mundur i szabla Majora Henryka Sucharskiego. 2020 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Mundur i szabla Majora Henryka Sucharskiego. 2020 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Filmowe Babie Doły

Babie Doły dwukrotnie były plenerem dla polskich filmów. Na położonej w dzielnicy plaży rozgrywa się finał ósmego odcinka serialu "Czterej pancerni i pies" pt "Brzeg morza". Tutaj żołnierze 1. Armii Wojska Polskiego wespół z armią czerwoną rozbili niedobitki wermachtu i kriegsmarine oraz dokonali zaślubiny Polski z morzem. Tu Janek Kos, dowódca czołgu T-34 "Rudy 102", rozpoznał w jednym z partyzantów, zaginionego przed laty ojca.

O wyborze miejsca jako pleneru zadecydowała bliskość wojskowej infrastruktury, czyli lotniska, dzięki któremu łatwo było przetransportować na plan pojawiające się w filmie czołgi i działa. W scenach batalistycznych, jako statyści, zagrało wielu mężczyzn służących na lotnisku. Wykorzystano także mało wówczas (1966 rok) naruszone zabudowania poniemieckiego drewnianego portu i budynek torpedowni.

Drugi film to Superwizja (1990 roku) Roberta Glińskiego. Na Babich Dołach nakręcono sceny, w których główny bohater Robert ( w tej roli Jan Nowicki ) spędza wraz z przyjaciółmi noc na plaży przy ognisku. Kręcono je dokładnie w tych samych miejscach co Czterech pancernych i psa.

Plenery lotniska, plaży i klifu posłużyły także red. Dariuszowi Baliszewskiemu z programu TVP Rewizja nadzwyczajna do ilustracji programu o katastrofie w Gibraltarze ( w 1993 roku). 

Pasjonaci militariów mogą tu liczyć na jeszcze jedną gratkę – są tu tunele, które prawdopodobnie w czasie drugiej wojny światowej pełniły funkcję schronów przeciwlotniczych. Obecnie - z tych poza terenem wojskowym - dostępne są dwa. Wejście do nich można odnaleźć w okolicy bramy jednostki wojskowej. Pierwszy tunel ma długość 55 m, zbudowano go ok. 3 m pod ziemią. Drugi tunel ma ok. 80 m długości - nawet 6 m pod ziemią. Reszta tuneli (tuż przy pętli autobusowej) została zasypana.

Od niedawna miłośników muzyki rockowej i tanecznej przyciągają na lotnisko największe w Polsce koncerty plenerowe Heinkel Opener Fetiwalu. Koncerty odbyły się w 2006r., 2007r. i 2008r. Bez komentarza. Co ciekawe władze Gdyni nie chcą zrezygnować z tego festiwalu, nawet wówczas gdyby był tu tylko port cywilny. (!)

Centrum badania torped.

Torpedownia. 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Torpedownia. 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Torpedownie to zwyczajowa Polska nazwa obiektów wybudowanych przez niemców w czasie drugiej wojny światowej. Torpedownia jest to hala montażowa torped zarówno okrętowych jak i lotniczych wraz z urządzeniami do próbnych strzelań. Zbudowana jest na dnie akwenu ( morza lub jeziora ), w odległości kilkuset metrów od brzegu. Z brzegiem łączy ją molo, którego głównym celem jest swobodny transport. 

Na terenie okupowanej Polski niemcy zbudowali dwa takie obiekty. Oba w pobliżu Gdyni. Jeden koło Babich Dołów dla lotnictwa, drugi koło Oksywia dla marynarki wojennej. Oba ośrodki łączyła kolejka wąskotorowa. W skład torpedowni wchodziło kilkanaście budynków ( warsztaty, magazyn głowic i torped, hamownia silników, elektrownia itp. ). Główne obiekty pobudowane zostały na kesonach zatopionych w morzu. Ważnym elementem ośrodka było lotnisko w Babich Dołach z dwoma pasami startowymi.

Ewakuacja niemców nastąpiła w początkach kwietnia 1945 roku, a cały ośrodek przejęli sowieci i swoim zwyczajem zdemontowali maszyny i urządzenia i wywieźli na teren CCCP, gdzie prawdopodobnie nigdy nie zostały zmontowane i uruchomione. Torpedownia z Babich Dołów była wykorzystywana przez nurków i płetwonurków do ćwiczeń. Reszta molo uległa zniszczeniu w połowie 90-lat. Torpedownia na Oksywiu miała inną powojenną historię. Obiekt przejęło wojsko. Rozebrano zbędą wieżę obserwacyjną. Nadal tu mogą cumować okręty wojenne ( do wielkości trałowca ). Molo, początkowo drewniane, po pożarze w czerwcu 1979 roku, prowizorycznie naprawione, następnie zastąpiono betonowym pomostem. Obiekt przezwano Formozą, ze względu na skojarzenie położenia budynku przy potężnych zabudowaniach portu wojennego na Oksywiu z ulokowaniem Tajwanu ( dawniej – Formosa ) wobec Chin.

Od powstania podstawową jej funkcją były próbne strzelania torped kontynuowane do 80-lat. Po wprowadzeniu na uzbrojenie torped elektrycznych i tlenowych, niewymagających okresowego przestrzeliwania, prowadzono do końca 80-lat jedynie strzelania szkolne. Od końca 60-lat stacje kontrolno-pomiarowe na Formozie wykonują kontrolę i minimalizację pól fizycznych okrętów. Okręty mierzone są podczas przepływania przez dwa poligony wyznaczone czerwonymi bojami. Mierzone są pola: magnetyczne, cieplne, elektryczne, hydroakustyczne i powierzchnia skutecznego odbicia. W 60-i 70-latach XX wieku mieściła się tu hydrografia MW. Od ok. 1978 roku, stacjonowały pojazdy podwodne Błotniak. Aktualnie ( 2009 rok) na Formozie stale przebywają żołnierze Poligonu Kontrolno-Pomiarowego Logistyki DMW, Oddział specjalny płetwonurków, Obsługa radiolatarni lotniska Babie Doły.

Opracował Karol Placha Hetman