Ucieczki lotnicze z PRL. Dezercja do wolności. 2015r.

Kraków 2015-01-08

Ucieczki lotnicze z PRL.

Dezercja do wolności.

W 2009 roku, przy historii samolotu myśliwskiego Lim-2 umieściliśmy niewielki podrozdział, zatytułowany „Niefortunne wydarzenia”, w którym przedstawiliśmy historię lotniczych ucieczek czterech Polskich oficerów, którym udało się wyrwać z PRL-owskiego raju. Mieliśmy do tego zagadnienia nie wracać. Jednak w ostatnich latach zmieniła się ocena tych czynów. Jednym słowem lotnicy ci są coraz bardziej powszechnie szkalowani. Podkreśla się ich nierozsądek i nie przejmowanie się pozostałymi w Polsce rodzinami i przyjaciółmi, których dotknęły konsekwencje tych zdarzeń. Tego typu sądy są wydawane publicznie i powszechnie podczas różnej rangi pikników i zawodów lotniczych.

Dlatego powstał ten artykuł, w którym bierzemy te wszystkie osoby w obronę i otaczam ich osobistym szacunkiem. A szczególną pamięcią otaczam tych, którym się nie udało i zostali w ubeckich katowniach zamordowani.

Owszem, szykany w Polsce dotknęły rodziny i kolegów, ale był to efekt bezsilności ówczesnej władzy. Identyczne, jak w czasie okupacji niemieckiej, po udanych akcjach sabotażowych Polskich patriotów i partyzantów. Wówczas niemcy urządzali łapanki i zsyłali do obozów koncentracyjnych przypadkowych obywateli Polski ujętych na ulicy.

Trzeba pamiętać, iż do 1948 roku, Polska Podziemna Armia liczyła około 300 000 ludzi pod bronią. Nie łatwo było komunistom, tym ze Wschodu i rodzimym, wprowadzać nową okupację.

Ucieczki w Lotnictwie Cywilnym.

We wrześniu 1948 roku, komuniści rozpoczęli czystki polityczne w odradzającym się Polskim lotnictwie cywilnym. Wszyscy piloci i skoczkowie spadochronowi zostali zmuszeni do złożenia licencji. Weryfikacja była indywidualna. Z lotnictwa cywilnego usunięto wszystkich przedwojennych lotników i młodzież pochodzącą z rodzin "wrogich ustrojowo". A wystarczyło mieć wujka walczącego na Zachodzie podczas drugiej wojny światowej. Czystka, bez większego rozgłosu, trwała do 1951 roku, a w zmienionych formach do końca PRL. Czystka dotknęła wiele wybitnych postaci Polskiego Lotnictwa. Nie ograniczyła się tylko do zakazu lotów. Osoby zweryfikowane negatywnie przez komunistów, otrzymały zakaz przebywania na lotnisku, w warsztatach i udziału w organizacjach lotniczych. Jakie to typowe dla Polskiej rzeczywistości i trwające nawet w obecnych masońsko-liberalnych czasach (2015 rok). Świat lotniczy jednoznacznie określił to jako „Podcięcie Polskich Skrzydeł”. Czystki dotknęły tak wybitne postacie jak; Piotr Mynarski i mgr Wanda Modlibowska.

Piotr Mynarski pilot szybowcowy, w dniu 19.07.1933 roku, wykonał przelot o długości 84,2 km.

Wanda Modlibowska pilot szybowcowy. Była trzecią kobietą w Polsce, która uzyskała kategorię C urzędową. W 1934 roku, Wanda Modlibowska ustanowiła dwa kobiece rekordy Polski długotrwałości lotu.

Również po 1951 roku, do lotnictwa cywilnego z zasady nie przyjmowano synów i córek z patriotycznych domów. Trzeba było mieć komunistyczną postawę. Jeszcze trudniej było młodym mężczyzną zacząć karierę lotnicza we wojsku. Syn sklepikarza, czy drobnego rzemieślnika miał praktycznie karierę lotniczą zamkniętą.

Niektórzy negatywnie zweryfikowani piloci zostali później dopuszczeni do latania. Wśród nich byli; A. Niżnik w 1949 roku, M. Herzyk w 1951 roku, mgr inż. T. Kostia w 1951 roku. Pan W. Gawlik zaczął ponownie latać dopiero po ośmiu latach, w 1956 roku. Podobnie piloci M. Gawęda i Cz. Berdychowski rozpoczęli latanie po wielu latach przerwy biorąc czynny udział w imprezach lotniczych. Wśród członków Aeroklubu Bielsko-Bialskiego, którzy powrócili do latania był m.in. Jan Kalfas wywodzący się z Grodźca Śląskiego, pilot 300. Dywizjonu Bombowego Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie, po powrocie do kraju był instruktorem samolotowym do 1951 roku, w Centrum Wyszkolenia Lotniczego we Wrocławiu, po odwołaniu weryfikacji negatywnej instruktor lotniczy w ABB i pilot lotnictwa sanitarnego.

Henryk Kwiatkowski i Roman Romanowicz

Wracając do pilotów zweryfikowanych negatywnie, to nie brakowało sytuacji trudnych i dramatycznych. Zwykle oni nie mogli zdobyć żadnej dobrej pracy. Jeśli już to trafiali na najgorsze stanowiska robotnicze. Otrzymywali najniższe wynagrodzenie. Na przykład odsunięty od latania instruktor Henryk Kwiatkowski, były pilot bombowy w Anglii, przez parę lat pracował z łopatą w firmie budowlanej. Tak się złożyło, że firma w której pracował wykonywały roboty na lotnisku. Na tym lotnisku, jako zawiadowca portu lotniczego pracował Roman Romanowicz, który był nawigatorem bombowca w RAF podczas wojny.

Roman Romanowicz trafił na Zachód z armią generała Andersa. Uczestniczył w nalotach dywanowych na niemcy między innymi na Szczecin, gdzie później osiadła jego dalsza rodzina. Pan Roman po koleżeńsku wykonywał czasem półlegalne loty dla kompensacji busoli.

Pewnego dnia Henryk Kwiatkowski i Roman Romanowicz wsiedli do zatankowanego do pełna samolotu Po-2. O godzinie 18;10 samolot ustawił się pod wiatr i o godzinie 22;05 wylądował w Passau w Bawarii, która wówczas była w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Inne źródło wspomina Austrię. Uciekinierzy wystąpili między innymi w Radiu Wolna Europa. Roman Romanowicz osiadł w Toronto i ożenił się z Polką. Nie utrzymywał kontaktów z rodziną w kraju, aby nie narażać ich na szykany. Co jakiś czas pomagał im materialnie. Brat Romana Romanowicza do końca życia w PRL mógł być tylko zwykłym robotnikiem, chociaż był dobrze wykształcony.

W 1960 roku, Henryk Kwiatkowski powrócił do Bielska Białej, ale już nigdy nie pilotował samolotu.

Eugeniusz Pieniążek. 1971 rok.

Eugeniusz Pieniążek urodził się w 1934 roku. Po prześladowaniach UB, za kontakty ze Szwedami, postanowił w okresie 1969r. – 1971r., zbudować samolot. Początkowo budowa trwała w bloku mieszkalnym, później została przeniesiona do hangaru aeroklubu. Do jego konstrukcji użyto tylnej części kadłuba i usterzenia szybowca Foka 4 i przerobionych skrzydeł z szybowca Jaskółka. Był to pierwszy samolot amatorski zarejestrowany w PRL 10.08.1971 roku, ze znakami SP-PHN.

Z przyczyn logistycznych, Eugeniusz Pieniążek jako kierunek ucieczki wybrał Jugosławię. Nielegalny lot wykonał w dniu 13.09.1971 roku. Lot zgłosił jako przelot z Krosna do Aleksandrowic. Leciał z Krosna podczas burzowej i mglistej pogody na wysokości czubków drzew. Przez Słowację i Węgry, do Suboticy w Jugosławii. Podczas niebezpiecznej podróży, posługiwał się mapą samochodową, lecąc wzdłuż dróg i rzek. Przelot trwał 5 godzin. W wyniku długiej podróży, jego prawa noga doznała częściowego paraliżu. Po wylądowaniu trafił do jugosłowiańskiego aresztu i po 7 miesiącach postanowiono dać mu jednodniową przepustkę pod warunkiem, że już nie wróci. Ostatecznie jego podróż zakończyła się w Szwecji. Po kilku latach sprowadził tam także rodzinę. Po ucieczce na Zachód, samolot skreślono z polskiego rejestru 29.07.1972 roku. W 1992 roku, samolot został zarejestrowany w Szwecji ze znakami SE-XKK. Od 1997 roku, samolot znalazł się ponownie w Polsce pod numerem SP-FKU. W dniu 13.09.2005 roku, konstruktor przekazał samolot do Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. W 2005 roku, panu E. Pieniążkowi poświęcono 7. odcinek serialu Wielkie ucieczki w masońskiej telewizji TVN.

Samolot Kukułka SP-PHN. MLP Czyżyny 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Samolot Kukułka SP-PHN. MLP Czyżyny 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Ucieczki samolotami rejsowymi.

W okresie 1963 - 1983, dokonano 16 ucieczek samolotami rejsowymi PLL LOT. Udaremniono kolejnych 6 takich prób. Większość z tych lotów kończyła się na Lotnisku Tempelhof w Zachodnim Berlinie. W pierwszej połowie 80-lata krążył w Polsce taki dowcip. Pasażer pyta stewardesę, czy wsiadła do właściwego samolotu. Ona odpowiada - „Dlaczego”. Na to pasażer – „To i tak bez znaczenia. Wszystkie samoloty lądują na Tempelhof”.

Ucieczki z Wojska Polskiego

Ucieczki z Wojska Polskiego rozpoczęli młodzi, inteligentni elewi ze Szkoły Lotniczej w Zamościu, którzy szybko się zorientowali, że nowe wojsko i nowy porządek nie ma nic wspólnego z Rzeczpospolitą Polską. Że narzucono nam ustrój, którego społeczeństwo nie akceptowało.

W okresie 1944 - 1989, z Wojska Polskiego uciekło do państw Zachodnich 52 oficerów, 5 chorążych i 4 podchorążych ze szkoły lotniczej w Dęblinie, na progu oficerskich nominacji. W sumie 61 wojskowych. Nie jest to powód do dumy, ale to są fakty. Pamiętajmy, że takie ucieczki były traktowane jako akty dezercji, karane śmiercią.

Pilot Arkadiusz Korobczyński. 1949 rok.

Ucieczka pilota Arkadiusza Korobczyńskiego była prawdopodobnie pierwszą udaną ucieczką lotniczą z komunistycznego raju. W każdym razie jest to pierwsza dobrze opisana dezercja do wolności, która zakończyła się sukcesem.

Arkadiusz Korobczyński brał udział w drugiej wojnie światowej w szeregach Wojska Polskiego walczącego u boki armii CCCP. Jego stosunek do nowego ustroju był jednoznacznie negatywny. Postawa ta nie pozostała bez uwagi służby komunistycznych rosyjskich i Polskich. Podjęto decyzję o aresztowaniu pilota. Ta informacja dotarła do Arkadiusza Korobczyńskiego. Był on wówczas podporucznikiem marynarki Samodzielnej Eskadry Lotnictwa Marynarki Wojennej. Był pilotem samolotów sztormowych Ił-2m3. Wiedząc, że przygotowane jest jego aresztowanie, zdecydował się na ucieczkę.

Arkadiusz Korobczyński w marcu 1949 roku, razem z mechanikiem, bosmanem Zbigniewem Kaczorowskim, wystartował do rutynowego lotu samolotem Ił-2m3. W powietrzu, nie zważając na protesty mechanika, zmienił kurs i wylądował na Gotlandii.

Szwedzi nie bardzo wierzyli w jego intencje, więc po przesłuchaniu przez kontrwywiad, wysłali go do fizycznej pracy w hucie szkła. Dopiero po kilku latach obserwacji zaproponowano mu pracę dla wywiadu. Ożenił się ze szwedką i dostał obywatelstwo szwedzkie. Miał zdobywać informacje o nastrojach panujących wśród załóg statków zawijających do Szwecji. Dodatkowo, w czasie wizyt w Polsce, jako szwedzki turysta, miał zbierać wszelkie istotne z punktu widzenia wywiadu informacje. Arkadiusz Korobczyński zgodził się na taką współpracę. Został wysłany na kurs dla agentów, organizowany na terenie Niemiec. Wśród kursantów byli też obywatele CCCP. Jego szkolenie trwało 13 lat, a pierwszy wyjazd do Polski odbył się po kolejnych trzech latach. W 1971 roku, jako turysta odwiedził pierwszy raz Gdańsk. Wizyta odbyła się bez trudności. Lecz w 1973 roku, został rozpoznany i zatrzymany przez kontrwywiad. Stanął przed sądem z oskarżeniem o dezercję. Otrzymał karę śmierci, którą zamieniono na 12 lat ciężkiego więzienia. W sprawę włączyła się dyplomacja szwedzka i premier Szwecji. W 1979 roku, Arkadiusz Korobczyński opuścił Polskę.

Represje dotknęły także bosmana Zbigniewa Kaczorowskiego, który przypomnijmy, nie chciał brać udziału w ucieczce. Zajęła się nim Informacja Wojskowa. Za „tchórzostwo w obliczu wroga” sąd wojskowy skazał go na wieloletnie więzienie. Dowódcę Eskadry Lotnictwa MW, kmdr Aleksandra Majewskiego i dowódcę klucza lotniczego, por. mar. Stanisława Kucielę oskarżono o obniżenie sprawności bojowej jednostki poprzez braki materiałowe (komisja stwierdziła brak w jednostce między innymi 525 litrów benzyny i 25 kg oleju) oraz brak nadzoru nad pilotami. Obaj skazani zostali na wieloletnie więzienie, z którego wyszli w połowie 50-lat, podczas chwilowej odwilży.

Edward Pytko. 1952 rok.

W 1951 roku, po nieudanej próbie uprowadzenia samolotu, został rozstrzelany podoficer z Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie.

W 1952 roku, to samo spotkało instruktora w tejże szkole, ppor. Edwarda Pytko. Edwarda Pytko urodził się w 1929 roku. W 1949 roku, ochotniczo wstąpił do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. W lipcu 1951 roku, ukończył Oficerską Szkołę Lotniczą nr 5. Był absolwentem pierwszej promocji Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 5, która odbyła się 15.07.1951 roku, w Dęblinie. Został promowany na stopień chorążego, jako pilot samolotu myśliwskiego. Aktu promocji dokonał zamordowany w okresie stalinowskim w dniu 7.08.1952 roku, komendant uczelni OSL-4 płk obs. pil. Szczepan Ścibior. Edward Pytko po szkole został skierowany służbowo do 3. Eskadry Pilotażu Bojowego Oficerskiej Szkoły Lotniczej im. F. Żwirki i S. Wigury w Radomiu na stanowisko pilota instruktora. Od początku kwietnia 1952 roku, po przebazowaniu eskadry na lotnisko w Kamieniu Śląskim (Izbicku), szkolił podchorążych z Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 5, na samolotach Jak-9. W dniu 21.07.1952 roku, jak wspomina rodzina, otrzymał rozkaz pełnienia funkcji niezgodnej z sumieniem. To zapewne było powodem jego dramatycznej próby ucieczki za granicę. W dniu 7.08.1952 roku, około godz. 15:00 samolotem Jak-9 wykonał lot na południe, przez terytorium Czechosłowacji, kierując się do Berlina Zachodniego. Ścigany po przekroczeniu granicy, zmuszony do kluczenia w chmurach, z braku paliwa został zmuszony do lądowania na najbliższym lotnisku, w Wiener Neustadt, w rosyjskiej strefie okupacyjnej Austrii, odległej zaledwie o 2 minuty lotu od strefy amerykańskiej. Natychmiast zatrzymany, został odstawiony do Polski. W dniu 18.08.1952 roku, Sąd Wojsk Lotniczych pod przewodnictwem majora Aleksandra Filiksa skazał go na podstawie art. 90 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego na karę śmierci, sygn. akt: S.lot 130/52. W celi śmierci na Mokotowie trzymał się twardo. „Próbowałem, pech, nie udało się – trzeba płacić” – mówił współtowarzyszowi więziennej niedoli Zygmuntowi Walterowi-Jankemu. Prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Stracony został 29.08.1952 roku, w więzieniu-katowni mokotowskiej. Grób symboliczny znajduje się na Cmentarzu Wojskowym w Kwaterze „na Łączce”. Nie wiadomo gdzie bezpieka wrzuciła ciało oficera.

Temu, któremu udała się ucieczka był Franciszek Jarecki.

Franciszek Jarecki. 1953 rok.

W styczniu 1953 roku, ppor. Franciszek Jarecki dostał przydział do jednostki koło Słupska (28. PLM). To było spełnienie marzeń młodego człowieka. Został pilotem wojskowym. Kontrwywiad Wojskowy, podobnie jak i innych młodych oficerów, starał się namówić F. Jareckiego do współpracy. Stosują jak zwykle groźby i prośby. Chłopak wpada w panikę, gdyż w dokumentach zataił, że mama jest właścicielka sklepu i ma rodzinę w USA. Dla odwleczenia sytuacji zapisał się do partii PZPR. Ucieczkę planował sam. Jej celem jest Bornholm, na którym, według propagandy, znajdowała się baza NATO.

W styczniu 1953 roku, do Polski dostarczono pierwsze egzemplarze najnowocześniejszych myśliwców MiG-15 bis. Rozlokowano je głównie w jednostkach na północy kraju. Między innymi koło Słupska. Samoloty zostały natychmiast włączone w system stałych dyżurów bojowych. Bardzo często pilot przez cały czas pełnienia dyżuru przebywał w kabinie gotowego do startu w każdej chwili myśliwca. Radio było bez przerwy na nasłuchu. O tajności samolotu MiG-15 bis świadczy fakt, że ich stojanki były odosobnione, otoczone drutami kolczastymi i pilnowała ich warta.

To, że ppor. Franciszek Jarecki trafił do tej jednostki świadczy o wysokim poziomie jego wyszkolenia i zaufaniu przełożonych do jego umiejętności. Mógł na przykład trafić do 7. DLM rozmieszczonej na południu Polski i użytkującej w tym czasie myśliwce Jak-23. W dniu 5.03.1953 roku, wyznaczono Franciszkowi Jareckiemu pierwszy samodzielny lot na MiG-15 bis nr 3046 / 346. W locie miał być prowadzony przez drugi myśliwiec MiG-15 bis, pilotowany przez instruktora por. Józefa Caputę. Samoloty wystartowały zgodnie z planem. Skierowały się w kierunku Bałtyku z naborem wysokości do 1 500 m. W trakcie lotu Franciszek Jarecki jako prowadzony, odłączył się od prowadzącego i ostro zszedł na pułap 200 m. Instruktor zauważył nagłe znikniecie samolotu i zameldował o prawdopodobnym wypadku kolegi. Było to bardzo prawdopodobne. Zdarzały się wypadki utraty przytomności przez młodych pilotów, a i takie zakończone katastrofą.

Na poszukiwanie samolotu, a może raczej w pościg za nim, ruszyło 8 rosyjskich myśliwców, przypuszczalnie także MiG-15 bis. Jednak przed startem Franciszek Jarecki podejrzał aktualną częstotliwość alarmową w jednym z dyżurujących na lotnisku myśliwców. Będąc ciągle na nasłuchu, doskonale się orientował w ruchach samolotów nad Bałtykiem. Wykorzystując nieliczne chmury i niski pułap „bawił się w chowanego”. Po 7 minutach lotu dotarł nad Bornholm. Tutaj przekonał się, że nie ma żadnej bazy wojskowej, a tylko zwykłe lotnisko polowe. I tak miał szczęście. Parę miesięcy wcześniej byli tu rosjanie, którzy oddali wyspę Szwedom-Duńczykom. Pilot idealnie wylądował samolotem.

Franciszka Jareckiego przejęli Brytyjczycy i przekazali go do USA. W Londynie generał Władysław Anders odznaczył go Krzyżem Zasługi z Mieczami. Przyjął go prezydent USA Dwight Eisenhower. Otrzymał 50 tys. dolarów i obywatelstwo amerykańskie. Obywatelstwo to otrzymał bez konieczności odbycia karencji 7-lat, gdyż „usynowił” go jeden z kongresmanów pochodzenia Polskiego. Dziś (2000 rok) Franciszek Jarecki jest właścicielem fabryki zaworów precyzyjnych z filiami w Azji i Australii. Był dwa razy żonaty, ma sześcioro dzieci. Żadne z dzieci nie mówi już po polsku.

Co z samolotem? Franciszek Jarecki nie wiedział, że ustalono nagrodę za sprowadzenie MiG-15 bis na Zachód. To były te owe 50 tysięcy dolarów. Duńczycy maszynę zwrócili po kilku tygodniach ze śladami odlewów gipsowych.

W Polsce Franciszka Jareckiego skazano na karę śmierci. Jego przełożonych początkowo kary nie sięgały, gdyż zaledwie dwa miesiące później podobnym czynem popisał się por. Zdzisław Jaźwiński.

Lim-2 nb 307 (MiG-15 bis). 2017 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Lim-2 nb 307 (MiG-15 bis). 2017 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Zdzisław Jaźwiński. 1953 rok.

W dniu 20(25).05.1953 roku, w Malborku w 41. PLM w południe w ramach ćwiczeń poderwano do lotu parę dyżurną, gdyż nad Morzem Bałtyckim pojawił się obcy cel symulowany przez rosyjski samolot bombowy. Po starcie pary dyżurnej por. Zdzisław Jaźwiński nie dołączył do swojego prowadzącego, tylko obniżył lot i po 20-minutowym locie sposobem awaryjnym, bez podwozia, uszkadzając lekko samolot wylądował na wyspie Bornholm. Lądował na resztkach paliwa, gdyż stracił wiele czasu na znalezienie lądowiska. Psychoza, jaka ogarnęła kierownictwo MON po uprowadzeniu w 1953 roku, dwóch bojowych samolotów odrzutowych w odstępie dwóch zaledwie miesięcy (Jarecki, Jaźwiński), spowodowała wyjątkową aktywność organów bezpieczeństwa w wojskach lotniczych. Gdy zbiegł Zdzisław Jaźwiński jego pułku 41. PLM w Malborku, skreślono z ewidencji oddziałów lotniczych. Dowódca pułku i jego zastępcy zostali przeniesieni na niższe stanowiska, a lotników rozproszono po różnych tak zwanych leśnych garnizonach, z dala od Wybrzeża. Dowódca pułku trafił do Warszawy na stanowisko nielotne. Kary dyscyplinarne objęły zamiataczy hangaru, w którym stał samolot Zdzisława Jaźwińskiego. Dokonano wymiany sprzętu zabierając samoloty MiG-15 bis z Malborka.

Ale najbardziej dotkliwe konsekwencje ponieśli dowódcy trzech eskadr 41. PLM: skazano ich na 12 lat więzienia, „udowadniając” (znanymi metodami) pomoc koledze w ucieczce oraz zamiar uprowadzenia innych jeszcze samolotów. Wypuszczono ich w 1956 roku, lecz zrehabilitowano tylko jednego; dwóm, po skróceniu kary, nie cofnięto oskarżeń i zwolnionych warunkowo przeniesiono do rezerwy. Dopiero w 1993 roku, uniewinniono ostatniego pozostałego przy życiu z tej trójki. Innym efektem tych dwóch ucieczek, mający wpływ na długie lata, był rozwój tajnych służb i werbowanie tajnych agentów. W dniu 1.06.1953 roku, szef Głównego Zarządu Informacji w obszernym rozkazie skierowanym do wszystkich podwładnych, polecał szczególną uwagę zwrócić na rozpoznanie oblicza moralno-politycznego pilotów posiadających krewnych w krajach kapitalistycznych, skompromitowane rodziny, przejawiających negatywne nastroje, utrzymujących podejrzane kontakty i mających nieskrystalizowane poglądy polityczne. Zacieśnić współpracę z miejscowymi organami bezpieczeństwa publicznego w celu zorganizowania pracy agenturalno-operacyjnej w otoczeniu. Nakazano więcej wysiłków włożyć w wszechstronne rozpoznanie podchorążych oficerskich szkół lotniczych. W ślad za tym ukazał się rozkaz ministra bezpieczeństwa (nr 23 z 2.06.53) nakazujący postawić przed całym aparatem bezpieczeństwa publicznego, jako szczególnie ważne i pilne zadanie wzmocnienie pracy nad ochroną jednostek WP przed rozkładową działalnością ze strony wrogich ośrodków i elementów z zewnątrz. Polecono też wojewódzkim organom bezpieczeństwa, aby kandydatów do oficerskich szkół lotniczych sprawdzać tak, jak kandydatów do pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa. Oba te rozkazy, zaostrzające "opiekę agenturalną" nad pilotami i kandydatami na pilotów do granic wynaturzenia, wywołały w pułkach lotniczych i wśród podchorążych takie napięcia personalne, że - jako przynoszące więcej szkody niż pożytku - zostały w marcu 1955r., uchylone, a w gruncie rzeczy przekształcone w inną formę inwigilacji i nadzoru. Fakty masowych werbunków wśród pilotów w celu zapobieżenia zdradzie ojczyzny - stwierdzał szef Głównego Zarządu Informacji w rozkazie podsumowującym wyniki działalności agenturalnej w wojskach lotniczych - nie przyczyniły się do zwalczania wrogiej działalności, lecz wręcz odwrotnie, spowodowały nieufność, atmosferę podejrzliwości i donosicielstwa wśród składu osobowego rozbijały jedność kolektywu. Rozkaz wskazywał na bezcelowość metod stosowanych w środowisku pilotów przez organy kontrwywiadu (inwigilacja, śledzenie osób kontaktujących się z pilotami, kontrola korespondencji itp. i kończył się zaleceniem: Rozkazuję, wzmóc pracę agenturalną na odcinku wykrywania faktów zdrady Ojczyzny i zapobiegania im, jednak nie przez masowe werbunki, lecz drogą organizacji głębokiej agenturalnej pracy i stosowania celowych organizacyjnych przedsięwzięć.

Por. Zdzisław Jaźwiński, po niezbyt szczęśliwym lądowaniu na Bornholmie (nie mogąc znaleźć lotniska, na ostatnich litrach paliwa wylądował na polu i kołując rozbił samolot), po udekorowaniu w Londynie takim samym jak jego poprzednik (Jarecki) krzyżem zasługi i przewiezieniem do USA, występował tam jako „gość” USAF. Nie zaproszono go wprawdzie do Białego Domu i nie otrzymał takiej jak Jarecki nagrody pieniężnej, ale stał się "atrakcją sezonu". Oglądał siebie na okładkach magazynów ilustrowanych, obwożono go po USA na spotkania, zwiedzał bazy lotnicze, latał na wojskowych samolotach odrzutowych. Trzy lata przesłużył w US Air Force, ale stałej współpracy z CIA odmówił. Dwadzieścia dwa lata pracował w lotnictwie cywilnym (bez prawa do lotów do państw Układu Warszawskiego), po czym przeszedł na emeryturę.

Zygmunt Gościniak. 1956 rok.

W dniu 25.03.1956 roku, zanotowano akt dezercji pilota z 26. PLM bazującego w Zgierzu Pomorskim. Podczas wykonywania zadania walki powietrznej por. pilot Zygmunt Gościniak skierował samolot Lim-2 nr 1B 013-027 / 1327 w kierunku morza, by po kilkunastominutowym locie wylądować awaryjnie na wyspie Bornholm w rejonie remontowanego lotniska w Ronne.

Bogdan Kożuchowski. 1957 rok.

W dniu 7.11.1957 roku, nastąpił kolejny przypadek dezercji pilota przy użyciu samolotu Lim-2 nr 1B 19-019 / 1919, z 31. PLM w Łasku. Pilot tej jednostki por. Bogdan Kożuchowski uprowadził samolot o numerze burtowym 1919 do Szwecji. Jednostkę ukarano przeorientowaniem zadań, wymianą sprzętu i zmianą podległości strukturalnej. Pośrednim efektem było także nie powstanie pułku szkolnego w Tomaszowie Mazowieckim.

Począwszy od 1957 roku, wyroki sądowe dotyczyły wyłącznie uciekinierów. Odpowiedzialnych - nazwijmy to moralnie - karano dyscyplinarnie, ostrzeżeniem, rzadko przeniesieniem na niższe stanowisko. Do końca natomiast karze więzienia towarzyszyło pozbawienie praw obywatelskich, co dotkliwie odczuwały pozostawione w kraju rodziny.

1956 rok.

Jednak nadal w kraju socjalistycznego "dobrobytu" znajdowali się kolejni desperaci chcący poprawić swój byt, ale przede wszystkim żyć w normalnych warunkach. Przecież społeczeństwo wiedziało, że w ubeckich katowniach giną kolejni Polscy Patrioci. Że pod byle pretekstem można było się tam znaleźć i w sfingowanym procesie otrzymać karę śmierci, tylko dlatego, że kuzyn nie wrócił do Polski.

Już w 1956 roku, w nocy z 27 na 28 lipca, czterej elewi z 6. Eskadry Szkolnej w Dęblinie, wzorowi członkowie PZPR, uprowadzili dwa samoloty treningowe Jak-18 i przeleciawszy bez przeszkód nad południową częścią Polski oraz Czechosłowacją, wylądowali na dwóch prowizorycznych lotniskach w pobliżu Wiednia. Na uwagę zasługiwał fakt dobrego pilotażu w porze nocnej. Oczywiście, sąd wojskowy zaocznie skazał ich na karę śmierci.

Po Powstaniu Poznańskim, 1956 roku, ucieczki z PRL nie ustały. W okresie 1957 - 1978, zanotowano ucieczki kolejnych oficerów, wśród nich pilot Bogdan Kożuchowski. Kolejnych około 10 oficerów Wojska Polskiego odmówiło powrotu do kraju znalazłszy się za granicą. Zwykle były to wyjazdy służbowe. I uciekali nie tylko oficerowie, ale także dyrektorzy i kierownicy firm, które z charakteru swojej działalności utrzymywały kontakty handlowe z wolnym światem.

W opisach tych wydarzeń trzeba być ostrożnym. Wśród uciekinierów byli także tacy, którym w PRL wiodło się bardzo dobrze i sami uczestniczyli w tworzeniu aparatu represji w Polsce. Takim przypadkiem jest podpułkownik Józef Bryn (lub Jerzy, wcześniej Izrael Alter). Członek Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W 1958 roku, był drugim sekretarzem Ambasady Polskiej w Tokio. W 1958 roku, znalazł się w USA, bez powiadamiania przełożonych, z zamiarem pozostanie tam na stałe. W USA nie miał jednak tak dobrze jak w PRL. Dlatego sfingował bajkę, iż po odurzeniu zastrzykiem ocknął się w bazie amerykańskiej na Okinawie. Że chciano go wcielić do służby CIA, ale domówił i korzystając z okazji wrócił do Polski. Rzeczywiście, w rok po ucieczce powrócił do Polski i został skazany na 25 lat pozbawienia wolności, jako amerykański szpieg. Zaocznie skazano go na karę śmierci, którą po ponownym procesie zamieniono na 25 lat. Zmarł w 1978 roku, we więzieniu w Bytomiu, mając dobre warunki. Jak więc widzimy wielka krzywda mu się nie stała.

Znamienne jest to, że w okresie 1969 - 1980, nie odnotowano ani jednej ucieczki żołnierzy zawodowych za granicę. Przypuszczalnie wynikało to z nowej polityki wprowadzonej przez ekipę Edwarda Gierka, któremu naród uwierzył, że socjalizm może mieć ludzką twarz.

Pilot major Ryszard Obacz. 1963 rok.

Ucieczka majora pilota Ryszarda Obacza z rodziną należy do bardziej znanych. Major Ryszard Obacz był doskonałym pilotem. Piastował funkcje szef wydziału pilotowania Instytutu Naukowo-Badawczego Wojsk Lotniczych. Brał udział w testach samolotu sztormowego Polskiej konstrukcji Lim-6 bis.

W 1963 roku, przebywał na Lotnisku Nadarzyce. Prowadzono wówczas testy możliwości startu i lądowania samolotów TS-8 Bies na DOL, a dokładnie na autostradzie zwanej wówczas popularnie „berlinką” koło Goleniowa. Samolot TS-8 Bies to była stosunkowo nowa Polska konstrukcja, która w lotnictwie wojskowym wyparła wszystkie poprzednie samoloty szkolno-treningowe; Junak-3 i Jak-11. TS-8 Bies pierwszy lot wykonał w dniu 23.07.1955 roku. W 1957 roku, samolot ustanowił trzy międzynarodowe rekordy w swojej klasie. Samolot pokazano na Paryskim Salonie Lotniczym w 1957 roku.

Lotniskiem bazowym dla testów było Lotnisko Nadarzyce. Nie było to lotnisko pułkowe, więc ruch na nim był niewielki. W dniu 10.07.1963 roku, do Nadarzyc przyjechała żona majora z dwójką ich synów; 5 i 9 lat. Prawdopodobnie nikt z personelu lotniska o tym nie wiedział. Major wsadził rodzinę do tylnej kabiny samolotu TS-8 Bies i zameldował przez radio start do przewidzianego tego dnia zadania. Ryszard Obacz był doświadczonym pilotem. Zdawał sobie sprawę, że wybierając bezpośrednio kierunek zachodni i Lotnisko Tempelhof, może zostać namierzony przez rosyjskie i enerdowskie stacje radiolokacyjne. Zdecydował się więc na niebezpieczny lot na TS-8 Bies, na bardzo niskim pułapie zaledwie 50 metrów, niemal tuż nad wierzchołkami drzew. Przeleciał niezauważony. Z autostrady koło Goleniowa, gdzie miał wylądować, było blisko do granicy. Od niej do Berlina tylko sto kilometrów. Lot przebiegał bez kłopotów do chwili lądowania. Droga startowa była zajęta. Postanowił lądować na drodze kołowania, ale tam dostrzegł stado baranów. Przerwał lądowanie i wykonał kolejny krąg. Ponownie przymierzył się do drogi kołowania i na niej szczęśliwie wylądował. Natychmiast pojawił się samochód „Follow me”.

Uciekinierów powitał amerykański komendant lotniska i rezydent CIA. Rodzinę Operaczów przesłuchał wywiad amerykański, brytyjski, francuski, zachodnioniemiecki a nawet izraelski. Przez pół roku przebywali w specjalnej willi, przeznaczonej dla wyróżnionych uciekinierów. Tu też składali dodatkowe zeznania, gdyż wywiad amerykański chciał wszystko wiedzieć. Odpowiadali na wiele szczegółowych pytań. Po pierwszym okresie zorganizowano im wiele płatnych spotkań, na których opowiadał o Polsce i reżimie komunistycznym. Jak później przyznał major, zarobione w ten sposób pieniądze później przydały się na urządzenie domu w USA, gdzie trafili w styczniu 1964 roku. Przetransportowano tam rodzinę (z nowym już nazwiskiem – Lott) kanadyjskim transportowcem. W USA na krótko umieszczono całą rodzinę na farmie w stanie Maryland (około 130 km od Waszyngtonu), a potem w hotelu w Waszyngtonie. Po jakimś czasie, gdy uznano, że rodzinie Obacza i jemu samemu nic nie grozi, zezwolono na kupno domu.

TS-8 Bies nb 910. 2017 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
TS-8 Bies nb 910. 2017 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Ucieczka An-2 w dniu 1.04.1982 roku.

W dniu 1.04.1982 roku, podczas trwania stanu wojennego, 13. PLTr wykonywał loty desantowe na rzecz 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. W trakcie tych lotów, załoga samolotu An-2 zgłosiła problemy techniczne i konieczność wykonania lotu testowego bez skoczków, na co dostali zgodę. Był to początek zaplanowanej ucieczki. Na pokładzie znajdował się mechanik samolotu, który nie był wtajemniczony. Otóż, podstawowa załoga to lotnicy, którzy otrzymują konkretne zadnie do wykonania, ale nie wiedzą którym samolotem polecą. Technik z kolei jest przydzielony do konkretnej maszyny i się nią opiekuje. Ponieważ An-2 to stosunkowo duży samolot, dlatego jego technik był zawsze na pokładzie. Uciekinierzy musieliby wtajemniczyć wszystkich techników w swój plan, a to było niemożliwe. W komunistycznych mediach podawano wzorową postawę technika, który postanowił powrócić do kraju.

Samolot wylądował na nadwiślańskiej łące w rejonie miejscowości Czernichów, niedaleko Balic. Na pokład wsiadły rodziny oraz jeszcze jeden kolega lotników, który dołączył do ucieczki. Samolot bez problemów wystartował i lotem niemal przy ziemi obrał kurs na Wiedeń. Załoga pilotowała samolot tak nisko, że podwoziem dotykała gałęzie drzew, a po lądowaniu okazało się, że kilka gałązek wbiło się w płócienne pokrycie skrzydeł. Plan się powiódł i samolot znalazł się w Wiedniu, lotnisko Schwechat. Lot trwał około dwóch godzin. Technik pokładowy powrócił do Polski, a pozostali poprosili o azyl i go otrzymali. Do chwili obecnej mieszkają za granicą w USA.

Do kraju wrócił też samolot. Sprowadzony przez specjalną grupę wkrótce został przywrócony do normalnej służby. Przez kolejne lata przewoził ludzi, towary, desantował skoczków i ciągnął rękaw strzelniczy.

W 2007 roku, postanowiono upamiętnić tę ucieczkę i maszyna otrzymała okolicznościowe malowanie, zaprojektowane przez pana Marka Radomskiego z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Od tego czasu samolot stał się atrakcją pokazów. Niecodzienny wygląd i jego historia interesowały wielu przez kilka lat.

An-2 nb 7447 Wiedeńczyk Lotnisko Balice. 2009 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
An-2 nb 7447 Wiedeńczyk Lotnisko Balice. 2009 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

An-2 nb 7447 SP-MLP Wiedeńczyk Lotnisko Bielsko Biała. 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
An-2 nb 7447 SP-MLP Wiedeńczyk Lotnisko Bielsko Biała. 2014 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

An-2 TD Wiedeńczyk nb 7447 został wyprodukowany w PZL Mielec w dniu 9.01.1967 roku. Do służby w Lotnictwie Polskim wszedł już 10.01.1967 roku. W 2015 roku, skończył 48 lat. W tym czasie wykonał prawie 15 500 lądowań i spędził w powietrzu ponad 7 000 godziny.

Uciekinierami byli chorążowie 13. Pułku Lotnictwa Transportowego z 2. Eskadry panowie; Krzysztof Wasilewski, Andrzej Malec i Jerzy Czerwiński.

Ucieczka podporucznika Zbigniewa Wojsa i kapitan (chorąży) Henryka Książka śmigłowcem Mi-2. 1983 rok.

Ucieczka ta była szczególnie dramatyczna. Żołnierze ci służyli w 49. PŚB (Pułk Śmigłowców Bojowych), który bazował w Pruszczu Gdańskim i obaj pilotowali śmigłowce szturmowe typu Mi-2. Obaj żołnierze w wielkiej tajemnicy przygotowywali plan ucieczki. Jako cel wybrali początkowo Bornholm, ale ostatecznie zdecydowali się na Szwecję. Choć lot był dłuższy i bardziej niebezpieczny, pozwalał na pewniejsze dotarcie do celu. Po zakończeniu przygotowań, czekali tylko na jak najgorszą pogodę. Wystartowali w dniu 8.02.1983 roku, pod osłoną burzy, kiedy na Bałtyku panował sztorm. Lecieli nisko nad trójmiastem, a następnie nad Helem. Przelecieli niezauważeni. Nad morzem pilotaż był bardzo trudny. W każdym momencie mogli uderzyć o spienione fale lub niespodziewaną przeszkodę. Paliwo w zbiornikach ubywało szybciej niż się spodziewali. Dostrzegli przed sobą obiekt, który wzięli za ląd. Chcieli lądować, ale w miarę zbliżania się dostrzegli, że to Polski statek „Kędzierzyn”. Poderwali więc maszynę wyżej. Zaczęły się problemy z jednym z silników i prędkość lotu znacznie spadła. Wskaźnik paliwa dochodził już do zera, gdy dostrzegli ląd, na którym wylądowali. Nie wiedzieli gdzie są, ale nadbrzeżna tablica Tärnö upewniła ich, że są w Szwecji, a dokładnie na wyspie, na której znajdowała się wojskowa baza. Spotkali tutejszego mieszkańca, który wezwał policję. Szwedzi długo nie mogli uwierzyć, że w takich warunkach pogodowych lotnicy ci przylecieli z Polski śmigłowcem. Podejrzewali ich o próbę szpiegostwa. Dopiero przekonali się po informacjach zebranych przez wywiad. Dystans jaki pokonali lotnicy śmigłowcem Pruszcz Gdański - Tärnö to w linii prostej 310 km.

Jaki był Polski żołnierz w okresie PRL?

Wszyscy wyżsi oficerowie należeli do partii PZPR. Gdyby nie należeli, zostaliby w korpusie młodszych oficerów. W okresie PRL morale Polskich żołnierzy było niezwykle wysokie. Każdy z Polskich żołnierzy oddałby życie w obronie okaleczonej ojczyzny, bo innej ojczyzny nie mieliśmy. Jednak wystarczyłoby, żeby padło hasło: „Idziemy na bolszewika”, to wszyscy byśmy poszli. Tylko moskiewskie sługusy typu generał Wojciech Jaruzelski, generał Czesław Kiszczak i im podobni zorganizowaliby kontrrewolucję.

W PRL, po ucieczkach żołnierzy wzmagało się rozpoznanie oblicza moralno-politycznego pilotów. Szczególnie inwigilowano tych pilotów którzy mieli choćby dalekich krewnych za niewłaściwą granicą. Również, czynne uczestnictwo w życiu kościoła katolickiego było źle widziane. Rodziny żołnierzy zawodowych chrzciły dzieci i wysyłali do pierwszej komunii świętej w tajemnicy na drugim końcu miasta lub w innej miejscowości. Nawet nie wstąpienie do PZPR było podejrzanej. Aparat władzy, więcej wysiłków włożył w wszechstronne rozpoznanie podchorążych oficerskich szkół lotniczych.

Ucieczka zawsze była krokiem drastycznym i dramatycznym. Jej plan był rozważany wielokrotnie. Był to zawsze wybór mniejszego zła. Uciekali ludzie inteligentni, zdolni i kreatywni. Ludzie którzy chcieli żyć normalnie, ale nie mogli. Uciekło dziewiętnastu lotników, którzy uprowadzili 12 (19) samolotów.

Zresztą podobnie jest teraz (2015 rok). Bo czym innym jest, w ciągu ostatnich 10 lat, emigracja dwóch milionów młodych wykształconych ludzi z Rzeczypospolitej Polskiej do Zachodniej Europy lub za Wielką Wodę. Tylko, że obecne władze masońsko-liberalne same zachęcają do emigracji, likwidując miejsca pracy w Ojczyźnie. W Rzeczypospolitej Polskiej rządzi kolejne pokolenie ubeckie, które przekształciło się w pseudo-demokratów. Prezydent Lech Wałęsa w 1993 roku, wyprowadził czerwoną armię z Polski, tylko nie wyprowadził agentury, której obecnym beneficjentem jest Prezydent Bronisław Komorowski.

Opracował Karol Placha Hetman