Tragedia Pe-2 FT nr 14353 z 21 PLZ w 10.06.1952r.

Poznań 2008-05-05

Katastrofa Pe-2 FT na 14353. 10.06.1952r.

Pe-2. 2012 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
Pe-2. 2012 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

W dniu 10.06.1952 roku, w centrum Poznania, doszło do największej w Polsce katastrofy samolotu wojskowego z udziałem żołnierzy i ludności cywilnej. Maszyna bombowa typu Pe-2 FT nr 14353, runęła na ziemię. Do dnia dzisiejszego nie wszystkie aspekty tej tragedii są znane. Sprawę badał Instytut Pamięci Narodowej oraz Komisja Ścigania Zbrodnii przeciw Narodowi Polskiemu, tym bardziej, że była ona utajniona przez 56 lat.

Samoloty typu Pe-2 FT znajdowały się na wyposażeniu 21. Pułku Lotnictwa Zwiadowczego oraz jedynej wówczas w Polsce jednostki bombowej, 7 Samodzielnego Pułku Lotniczego Bombowców Nurkujących. Oba pułki stacjonował wówczas na Lotnisku Ławica Poznań. Był to czas zbliżających się dużych przemian. Zamierzano sformować jeszcze dwa pułki bombowe i uzbroić je w bombowce typu Ił-28 z napędem turboodrzutowym. Samoloty Pe-2 FT pochodziły z produkcji seryjnej w okresie II wojny światowej. Nie były najłatwiejsze w pilotażu, znacznie wyeksploatowane i niezbyt lubiane przez załogi. Mechanicy wkładali dużo serca i pracy w te maszyny, ale i tak odsetek awarii był znaczny.

W dniu 10.06.1952 roku, załoga samolotu z 21. PLZ w składzie; dowódca chorąży pilota Zdzisława Lara, nawigator chorąży Stanisław Kuć, strzelec-radiotelegrafista sierżant Józef Bednarek; wykonywała lot treningowy na rozpoznanie. Około godziny 08;30, kiedy samolot leciał od strony dzielnicy Starołeka, załoga powiadomiła o awarii prawego silnika. Pilot skierował samolot w kierunku Ławicy. W chwilę później posłuszeństwa odmówił także lewy silnik. Załoga podjęła decyzję o przymusowym lądowaniu. Przypuszczalnie na Łęgach Dębińskich nad Wartą. Lecz pilot musiał zobaczyć, według relacji świadka, grupę dzieci grających w piłkę. Przeleciał dalej, przypuszczalnie chcąc lądować na niezabudowanym terenie przy kościele Bożego Ciała, lecz tam nie doleciał. Samolot zawadził o dach budynku Robotniczej Spółdzielni Pracy przy skrzyżowaniu i uderzył w skarpę przyczółka budowanego wtedy mostu Królowej Jadwigi. Siła uderzenia wyrzuciła go do góry, po czym samolot uderzył w słup trakcji tramwajowej i runął na ulicę. Na skutek upadku eksplodowało paliwo i amunicja, pożar ogarnął też drzewa i uszkodził okoliczne domy. Według relacji jednego ze świadków tuż przed upadkiem samolot zaczął strzelać w powietrze z broni pokładowej, aby ostrzec osoby znajdujące się na ziemi, dzięki czemu część robotników pracujących na skrzyżowaniu zdołała się ukryć; relacja ta jednak nie jest potwierdzona przez innych świadków. Katastrofa wydarzyła się w śródmieściu Poznania, na skrzyżowaniu ulic Droga Dębińska, Królowej Jadwigi ( wtedy Marchlewskiego ) oraz Garbary; jej dokładne miejsce jest jednak różnie podawane w nielicznych źródłach dotyczących wypadku. Według wydawnictwa Pamięci lotników wojskowych 1945–2003 z 2003 roku, samolot spadł po południowej stronie tego skrzyżowania, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się budynek Akademii Wychowania Fizycznego; natomiast według relacji świadków, cytowanych w książce Ściśle tajne Krzysztofa M. Kaźmierczaka, do wypadku doszło po drugiej (północnej) stronie tego skrzyżowania, niedaleko kościoła Bożego Ciała, u zbiegu ulic Strzeleckiej i Krakowskiej (obecnie stoi tam blok mieszkalny). Ale to chyba jest kwestia drugorzędna.

W katastrofie zginęło 9 osób, a 10-12 zostało rannych. Cześć Ich Pamięci!

  • chorąży Zdzisław Lara, pilot pechowego samolotu. ( pochowany w Gidlach koło Radomska ).
  • chorąży Stanisław Kuć, nawigator pechowego samolotu. Przeżył wypadek, lecz zamarł kilka godzin później w szpitalu.
  • kapral ( sierżant ) Józef Bednarek, strzelec-radiotelegrafista, pechowego samolotu.
  • Władysław Benedykczak 26 lat, pracownik Poznańskiego Przedsiębiorstwa Robót Telekomunikacyjnych. 
  • Feliks Broda, pracownik Poznańskiego Przedsiębiorstwa Robót Telekomunikacyjnych.
  • Józef Gruszczyński, pracownik Poznańskiego Przedsiębiorstwa Robót Telekomunikacyjnych.
  • Władysław Bibrowicz – rzemieślnik, prowadzący własny zakład ślusarski. Przypadkowy przechodzień.
  • Ignacy Roliński – emeryt (poparzony płonącym paliwem, zmarł po czterech dniach od wypadku). Przypadkowy przechodzień.
  • Jadwiga Lehr – wdowa. Przypadkowy przechodzień. 

Dokładnej liczby i nazwisk kilkunastu rannych nie można już ustalić z powodu zniszczenia dokumentacji szpitalnej. Rannych przewieziono do Szpitala Ubezpieczalni Społecznej przy ulicy Garbary ( obecnie Wielkopolskie Centrum Onkologii ) oraz do szpitala przy ulicy Szkolnej. Większość rannych stanowili pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Poznaniu, którzy pracowali wtedy przy budowie linii tramwajowej na Rataje, oraz Poznańskiego Przedsiębiorstwa Robót Telekomunikacyjnych ( obecnie "Poztel" ), którzy przy tej okazji rozbudowywali sieć telefoniczną.

Przyczyny tragedii.

Po wypadku powołano komisję Dowództwa Wojsk Lotniczych w celu wyjaśnienia jego przyczyn. Przewodniczącym 5-osobowej komisji był generał Iwan Turkiel, sowiet, który w latach 1950r.–1956r. był również dowódcą wojsk lotniczych w Polsce. Oprócz niego w skład komisji weszło trzech sowieckich oficerów i jeden Polski. Badanie okoliczności katastrofy trwało jedynie trzy dni – komisja zakończyła działalność już 13.06.1952r.. W orzeczeniu przyznano, że doszło do usterki technicznej ( awarii prawego silnika na skutek rozszczelnienia tulei cylindrów ), winą za katastrofę obarczono jednak pilota, który miał wpaść w panikę i nieprawidłowo podejść do awaryjnego lądowania.

Według wydawnictwa Pamięci lotników wojskowych 1945–2003 prawdopodobną przyczyną wypadku było wykonanie zakrętu przez pilota na zbyt małej wysokości.

Zdaniem badającego katastrofę dziennikarza Krzysztofa M. Kaźmierczaka rzeczywistą przyczyną katastrofy był nie błąd pilota, lecz zły stan techniczny bombowca. K. Kaźmierczak podkreśla, że według relacji świadków oba silniki ( nie tylko prawy ) nie działały ( samolot leciał bezgłośnie ), że rok wcześniej 16.01.1951r. na skutek awarii silnika miał miejsce inny wypadek z udziałem Pe-2 FT z Poznania, w którym też zginęła cała załoga, wreszcie wskazuje na rozkaz nr 0157 Dowództwa Wojsk Lotniczych, wydany 14.06.1952r., cztery dni po wypadku i jeden dzień po zakończeniu prac komisji badającej jego przyczyny, w którym generał Turkiel nakazał sprawdzenie silników wszystkich samolotów Pe-2 FT pod kątem hermetyczności górnego uszczelnienia tulei cylindrów. W wyniku sprawdzenia zdemontowano sześć silników, cztery naprawiono bez zdejmowania z maszyn, a siedem bloków silnikowych wymieniono. W opinii K. Kaźmierczaka wskazuje to na powtarzającą się wadę techniczną.

Utajnienie wypadku.

Wypadek wydarzył się w okresie panowania w Polsce socjalizmu z twarzą Stalina. Główne urzędy cywilne i wojskowe były sprawowane przez sowietów. Nie na rękę było, więc władzy podawanie tej informacji do publicznej widmowości. Niemal natychmiast po upadku samolotu miejsce katastrofy otoczono kordonem milicyjnym, starając się nie dopuścić do niego osoby postronne. Udaremniano próby fotografowania. O wypadku nie poinformowano w prasie ani w radiu. Doniesienie o katastrofie pojawiło się jedynie w poufnym biuletynie Komitetu Miejskiego PZPR, przeznaczonym dla lokalnego kierownictwa partii komunistycznej. Ale tam informacje i tak były sfabrykowane. Podano mianowicie, że załoga wykonywała lot nieprawidłowo, zahaczyła o słupy elektryczne i dlatego samolot spadł. Nie do pomyślenia było, aby doskonały samolot produkcji wiodącej siły świata mógł być wadliwy. Członkowie rodzin ofiar wypadku i jego przypadkowi świadkowie byli zastraszani przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i nakłaniani, aby nie poruszali sprawy wypadku w prywatnych rozmowach.

Co ciekawe, nawet odwilż w 1956 roku, nie zdjęła cezury z tej tajemnicy. Ba, nawet transformacja ustrojowa z 1989 roku, nie zdjęła zasłony. No cóż, komuna wiecznie żywa. Brak dekomunizacji i lustracji ciągnie się jak cień za naszym Narodem.

Dopiero z początkiem nowego wieku do dokumentów dotarł Przemysław Zwiernik, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. Pierwsza wzmianka o wypadku w nieutajnionych źródłach pojawiła się dopiero w specjalistycznej publikacji Pamięci lotników wojskowych 1945–2003, wydanej w 2003r.. Sprawę zbadał dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak, który w czerwcu 2007r. opublikował na ten temat artykuł w dzienniku Głos Wielkopolski, a później, w 2009 roku, opisał ją szczegółowo w jednym z rozdziałów swojej książki Ściśle tajne – nieznane fakty z historii Wielkopolski 1945–1989. Na skutek publikacji artykułu, w październiku 2007 roku, postępowanie wszczął też IPN w sprawie fałszowania dokumentacji dotyczącej wypadku przez funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa w celu zatajenia jego przebiegu i prawdziwych przyczyn.

Ku pamięci ofiarom. 2008 roku.

W dniu 10.06.2008 roku, w 56-rocznicę katastrofy w miejscu upadku samolotu odsłonięto pamiątkowy obelisk. Przygotowaniem pomnika, który przedstawia fragment zniszczonego wraku bombowca wtopionego w głaz, zajął się znany poznański rzeźbiarz Roman Kosmala. Ten fragment bombowca był przechowywany przez jednego ze świadków przez 56 lat. Na obelisku zostały wyryte nazwiska wszystkich ofiar i informacja o katastrofie. Ma to wywołać u przechodniów refleksję nad tym, co się wtedy wydarzyło.

W uroczystości oprócz rodzin ofiar wzięli udział przedstawiciele władz samorządowych, wojewódzkich i służb mundurowych. Licznie reprezentowany był garnizon poznański. W ceremonii uczestniczyli żołnierze Wojska Polskiego, z komendantem Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych im. Stefana Czarnieckiego, płk. Jarosławem Wierzcholskim, oraz zastępcą dowódcy 2 Brygady Lotnictwa Taktycznego, płk. Cezarym Wasserem. Przyszło też wielu poznaniaków, w tym świadkowie katastrofy. Mogilno reprezentowali: córka Władysława Benedyczaka - Janina Benedyczak-Guft, siostrzenica Wanda Krawczyńska i jej mąż Jerzy Krawczyński oraz mieszkańcy miasta Kazimiera Rosińska i Kazimierz Orłowski.

„Ofiary tej tragedii zasługują na naszą pamięć.” – powiedział odsłaniając obelisk wiceprezydent Poznania, Tomasz Kayser. W imieniu biorących udział w uroczystości rodzin zabitych głos zabrał bratanek pilota bombowca. Ojciec nadał mu imię swojego tragicznie zmarłego brata - Zdzisław. – „Przed bliskimi tragicznie zmarłych ukrywano prawdę o tym wydarzeniu. Przez 56 lat żyliśmy w traumie.” – mówił wzruszony Zdzisław Lara.

Opracował Karol Placha Hetman